wtorek, 28 maja 2013

I fight for you.

Każdego dnia nie potrafię poradzić sobie z tym, że to co było kiedyś między nami, teraz zamieniło się tylko i wyłącznie w układ fizyczny. Kult cielesności, czerpanie przyjemności z obopólną korzyścią. To przecież tylko seks, nic więcej. Nic więcej ? Jak możesz tak w ogóle mówić ? Ty pierdolony tchórzu- nie potrafisz wziąć odpowiedzialności na swoje barki; nie chcesz sprawić bym o Tobie zapomniała, Ty chcesz jak pijawka wysysać ze mnie resztki  życiowej energii; chcesz tylko się pieprzyć.
Codziennie wieczorem, gdy tylko kładę się do łóżka, czuję to wszystko, czuję to coraz bardziej, intensywniej, mocniej. Każdą wspólnie spędzoną chwilę pamiętam jeszcze bardziej; pamiętam jak wtedy się czułam, jaką koszulkę miałeś wtedy na sobie, w jaki sposób całowałeś moje usta. Czuję bardziej- tęsknotę, żal, ból, złość- przede wszystkim do siebie- czuję, że coraz bardziej Cię kocham.
Żałosne, poraz kolejny piszę do Ciebie, że tęsknię, chcę wrócić; poraz kolejny spotykam się z twardo postawionym murem: nie wrócę do Ciebie. Chciałabym, żebyś stanął przede mną, spojrzał mi w oczy i powiedział, że już nigdy nie chcesz poczuć moich rąk na swoim ciele; że już nigdy nie chcesz kłaść się obok mnie, by rano móc się obudzić- przy mnie; że już nigdy nie chcesz trzymać mnie w swoich ramionach, czuć mojego ciepła; że nigdy, nigdy już mnie nie pokochasz. No dalej, powiedz to. Powiedz, a ja, już nigdy więcej  nie pojawię się w Twoim życiu.
Pierdolony egoisto. Mnie serce rozpierdala na kawałki; Ty po prostu czynisz swoją powinność.


Tak mijają 4 miesiące po rozstaniu.